sobota, 24 października 2009

Pożar na Waunfawr

Dzisiejszy dzień przyniósł odrobinę emocji :)

otóż wracając z miasta ze współlokatorami, już na ulicy Maeshendre (na ktorej mieszkamy), nagle otworzył drzwi jeden z naszych sąsiadów i spokojnym tonem pyta:

- "Sorry chłopaki, macie może chwilkę? Bo pali mi się w kuchni".

Pędem udaliśmy się do kuchni jegomościa i ku zaskoczeniu wszystkich ujrzeliśmy kuchenkę w ogniu :D O dziwo również w całym jego domu - ani gaśnicy, ani fire-blaknet'u.

Łukasz na jednej nodze skoczył do nas i przyniósł ognioodporny koc, którym ugaśiliśmy pożar.

w ten oto piękny sposób zarobiliśmy butelkę wina i wdzięczność sąsiedzką :D