wtorek, 23 grudnia 2008

Vivat Magna Polonia!

Wsi spokojna! Wsi wesoła! Nie, nie moi drodzy - wbrew wszelkim pozorom nie piszę tutaj o Aberystwyth, a o rodzinnych Wojszycach, bowiem od kilku dni bawię na ziemi polskiej.

Powrót na ojczyzny łono nie należał do przyjemnych i prostych, jednak po 10+x nastu godzinach drogi udało się dotrzeć do granic macierzy. Swoją podróż zacząłem wsiadając do autobusu do Londynu o 8 rano, kolejnie w Londynie paniczne próby dostanie się do Stanstead (do brytyjskich nieuków - TO LOTNISKO NIE JEST POD LONDYNEM jak się podaje w przewodnikach, co więcej - to już jest inne hrabstwo!), zaś ze Stanstead (45min na dostanie się do samolotu od momentu dotarcia na lotnisko) drogą powietrzną do Berlina, z którego jedzie się krócej do Wrocławia niż z Warszawy (sic!).

Jak we Wrocławiu? Przyznam szczerze, że czuje się oszukany :) gdy wsród studentów padnie hasło Polska to każdy ma na myśli białe niedźwiedzie i przyznam szczerze, że przez moment sam uległem temu złudnemu wyobrażeniu i liczyłem na białe święta. Niestety moje wyobrażenie w zderzeniu z rzeczywistością nie miało żadnych szans i, niczym gwiazda polskiego boksu - Gołota, padło na łopatki po niecałej minucie.

Wrocław przegrywa z Aber również w starciu walorów estetycznych - spacer po wojszyckich polach to nic innego jak przedzieranie się przez uschłe krzaki gdzieniegdzie świątecznie przyozdobione śmieciami.

Mimo tych, jakże nielicznych, rozczarowań Wrocław wychodzi obronną ręką ze starcia z walijską prowincją dzięki niepowtarzalnemu klimatowi - w końcu przecież mianuje się tytułem "the meeting place". Tytuł ten jak najbardziej pasuje, gdyż nie przypominam sobie dnia, bym od mojego powrotu z kimś się nie zobaczył w jednej z wrocławskich knajp.

Więcej po świątecznej wyżerce ;)

PS: Korzystając z okazji chciałbym wszystkim odwiedzającym złożyć najserdeczniejsze życzenia świąteczne. Zdrowia, szczęscia, pomyślności i wiele radości. A polskim studentom - niech stracę! - owocnej nauki i powodzenia w ściganiu z indeksami wykładowców ;)